W okolicach pierwszego dnia szkoły uruchamia się w Marysi sesja wspominek ze szkolnych czasów. Słodko-gorzkich czasów, bo są tęsknoty, ale były też ogromne braki.
Tęsknoty za fantastycznymi licealnymi polonistkami, z którymi dało się po ogarnięciu tematu zajęć przez resztę czasu tak po prostu serdecznie pogadać, za panią od matematyki, która za wieść, że Maryś idzie na studia mat-inf o mało z zaskoczenia i radości z krzesła nie spadła, od biedy nawet za nielubianym panem Igorem od angielskiego.
Była szansa mieć ich wszystkich w indywidualnym nauczaniu tylko dla siebie. Dzięki niepełnosprawności – jak to przedziwnie, wręcz nierealnie brzmi.
A braki? Gdy widzisz swoją klasę może 2 razy w roku, to nie jesteś częścią grupy. Obcy, inny, zagubiony, gdy już pojawi się okazja integracyjnego spotkania. Gdy szkoła nie jest przystosowana do potrzeb ucznia na wózku, to nie czujesz się tam komfortowo i bezpiecznie. Gdy sam jeden musisz być zawsze przygotowany, gdy jest presja, to nie ma momentu na słabszy czas.
Trudne to były lata, fantastyczne to były lata.