Ręce, które leczą. Nie, nie te z programu telewizyjnego, a wszystkie te, które są chętne do niesienia pomocy. Do przytrzymania drzwi, podania szklanki wody, objęcia, albo potrzymania za dłoń w najtrudniejszych momentach. I wyleczą z wyniszczającego czasem samosiowania.

Oczy, który leczą. Takie, które widzą dużo więcej i głębiej, które zauważają ukrywane przed wszystkimi emocje. Te, które potrafią się zaszklić, spocić i nie uznają tego za oznakę słabości. I uzdrawiają z niewidoczności.

Uszy, które leczą. Takie, które wysłuchały już setek litanii ojojań, narzekań i skarg, i które nie mają dość. Które słuchają i słyszą, którym można powierzyć najtrudniejsze, najbardziej intymne i wrażliwe części „ja”. I uwalniają z ciśnienia myśli i emocji.

Usta, które leczą. Te, które wbrew wszystkiemu będą wspierać dobrym słowem podtrzymując chwiejącą się nadzieję, podnosząc podeptane poczucie wartości i motywując. Które opowiedzą coś o sobie, tak aby druga strona też mogła czuć się potrzebna i czuła wzajemność w relacji.

I wreszcie leczące serce, od którego to wszystko się zaczyna. Ten empatiometr czule nastawiony na drugiego człowieka, który uaktywnia ręce, oczy, uszy i usta, który jest nam potrzebny do pełni człowieczeństwa.

Related Posts