Szczerze nie cierpię 'komplementów’ w stylu: „Świetnie sobie radzisz (ze swoją niepełnosprawnością)”. Dlaczego? Bo w 99 przypadkach na 100 padnie za moment obowiązkowe pytanie: „Pewnie już się do tego przyzwyczaiłaś/zaakceptowałaś/pogodziłaś się z tym/dla ciebie to norma? Kocham za to tę miny, panikę w oczach i uciekający wzrok rozmówców, gdy dostają odpowiedź: „Nie pogodziłam się, nie zaakceptowałam, przyjmuje to jako stan obecny, jak aktualnie panującą pogodę, czy godzinę”. Kocham, bo to znak, że chyba coś dotarło.