Zgadzam się z tym, że nieporównywalnie łatwiej jest być moralizatorem teoretykiem, niż ofiarą lekarskiego błędu, gwałtu, samotną matką, albo rodzicami stojącymi przed perspektywą śmierci dziecka lub jego dożywotniej niepełnosprawności.

Wiem też, jak to jest widzieć na co dzień kobietę, która była sześć razy w ciąży, urodziła piątkę dzieci, z których czworo przeżyło, a jedno będzie do końca życia niepełnosprawne. I o każdym z nich pamięta, nosi w sercu, bo są jej dziećmi.

Wreszcie mam osobiste doświadczenie tego, jak to jest być „uszkodzonym płodem”, któremu nieraz przez głowę przelatywała myśl: „byłoby im wszystkim beze mnie dużo łatwiej”. I ta myśl pędziła na czołówkę z pragnieniem życia – nawet z nieprzekraczalnymi ograniczeniami.

To właśnie te doświadczenia są dla mnie najważniejszym drogowskazem i motywatorem do stawania po stronie ŻYCIA. Nie nakazy i zakazy, które też są potrzebne i ważne, a to, co mnie osobiście dotknęło i ukształtowało. I chyba o to w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.

Related Posts